wtorek, 4 czerwca 2013

Koncerty na instrumenty strunowe i Twój głos


     I    Adagio
 
  1. Preludium

         Zgasiłem światło odłożyłem książkę
bo wydawało się że Ojciec chce ze mną rozmawiać
– jak zwykle po wysłuchaniu preludiów
Ale ciemność była niema, a za oknem –
śnieg wirował jak w lutym gdy umarł
na serce – dusząc się


      II  Espressivo

      2. Wargi księżyca i chmur zamieć
      
      Labirynt pustych brudnych ulic
noc jak pomyje na dnie miski
do bramy klonu cień się wtulił
sperma księżyca i po wszystkim

Idę jak dawniej w zimnym mroku
pustki co ze mnie na ulicę
wybiega W reflektorach wzroku
widzę w Twych ustach tajemnicę

I nagle wzwód księżyca w pełnię
w błękitne oczy i rzęs zamieć,
łamiesz jak hostię – w białej wełnie
wargi – na miłość i rozstanie


3 2 84 – 3 1 12


 3. Listopad

         Chłopak wygnany z ogródków działkowych
sypia na dworcu Z rąk – do rąk przechodzi
klatka piersiowa owłosiona i szczupłe podbrzusze
Piękny i alkoholiczny – świerzb zostawia
na gościnnych płótnach prześcieradeł

         Niewinny czuły Rozpity w hotelu
robotniczym i w willi na obrzeżach miasta
Żegna się ze mną – a ja z nim –
i  białe ciało widzę rozpostarte na rękach Marii
piękniejsze niż martwe


         4. Grudzień

         Chłopiec stanął aby zobaczyć
tytuł książki na wystawie
A wtedy kobieta spytała:
         dlaczego patrzysz tak uważnie
jak ja na Ciebie?

Lecz nie zrozumiał pytania
i dopiero w hotelu gdy już opowiedzieli
         sekrety życia, leżąc na wznak
chłopak spytał: co chciałaś powiedzieć
przed tą zimową szybą ze śniegiem grudnia

         A ona pochyliła się nad chłopcem i zwiedzała
jego krajobraz od włosów do kolan –
         zapach smak wilgoć chłód  i gorącą
gorycz – którą odpowiadał na czułość

       III Adagietto
 

           5. Caravaggio



         Ja – to Ty
i martwe ciało Jana
przyciśnięte do sinych kamieni posadzki
ręką kata

Więźniowie patrzą na srebrną tacę
i sztylet odcinający skórę głowy
od ciepłej szyi

Ja i Ty
na zimnych kamieniach Zawratu
wśród kosodrzewin i rudych połonin
Wulgarne słowa które podniecały –
i w uniesieniu oplatasz  nogami
deszczowe chmury
na kamiennym szczycie

A potem cisza gór

Wieczerza w Emaus –
Jezus schylony nad białym obrusem
chleb łamie w zmartwychwstałych dłoniach

I pocałunki nasze – nieme nagie skały – Wenus
          na brzegu  perłowej kołyski

6. Plejady
                              A szczastje było tak wazmożno...
                                                             A. Puszkin

      Szliśmy torami
      mróz i wiatr
      rozpalał sine oczy gwiazd

      Nie wiem gdzie idziesz teraz dokąd
      Nigdzie nie odnalazłem Ciebie
        a w mego mózgu szarej glebie
       śmierć towarzyszy Twoim krokom 

       A szczęście było tak prawdziwe tak krótkie
       były dnie i noce
       W maju Plejady zachodziły
       w pochmurnych światłach Twoich oczu


      IV  Allegro

      7.  Ten dzień

                                       *
     
      Jeśli myślisz że będzie taki drugi dzień, jak dzisiaj,
to się mylisz
Oczywiście pójdziemy razem do Łazienek
A obiad zjemy w restauracji literatów
Kantaty Bacha nada radio jak zwykle wieczorem
Nawet niebo jak dzisiaj będzie szarymi płachtami
i różowym pasemkiem nad mlecznym prześwitem
Jak zwykle poruszymy te same tematy, uśmiechniemy się gorzko
albo krotochwilnie I wybaczymy sobie, że nie szliśmy razem
w czwartek o osiemnastej Nowym Światem, gdy już zapalono lampy
i światełka księżyców gwiazd i wodospadów
na Boże Narodzenie

Lecz ten wieczór nie wróci I nie wiemy –
co w nim było przeznaczone dla nas
O czym bym mówił – A Ty byś uznał
za warte odwrócenia głowy do mnie,
ze zdziwionym spojrzeniem zielonych tęczówek,
gniewnym gestem, lub czułym objęciem mych palców
Twoją dłonią
                                        
                                  **
      
       Ten dzień I tyle myśli niepotrzebnych gniewnych
 Rozstań I nagłych powrotów do Ciebie
 Analiz listów, słów i odpowiedzi
 Nowych znajomych w pracy i w gościnnych
 domach  przyjaciół…

 Wszystko niepotrzebne!

 Bo twarz Twoją widziałem – kamienną
 Obcą  zimną – Okrutną jak śmierć

     

    V  Moderato cantabile   

   8. Boże Narodzenie

   Dopiero gdy pogodzisz się z krzywdą
której doznałeś
od najbliższych
kobiet i mężczyzn którzy są twoim życiem

I usiądziesz w fotelu
z nieotwartym albumem na kolanach
lub staniesz przed oknem zimy –
z kopcami śniegu
pustką ulic i szkieletami drzew

zważysz swoje winy i tych
których kochasz
  
   Wejdziesz do kuchni weźmiesz talerze
– i przebaczysz im i sobie
 w pierwszym dniu Bożego Narodzenia


9.  Nieborów

         Nie była to obojętność
ale pełen spokoju
dystans

Odchodząc czułem wilgoć warg
Twój głos słyszałem w pustym pokoju

         Dystans
jest łańcuchem psa

A ja wolny chcę biec 
obok ciebie
łąką i zaoranym polem
         do lasu
         za żelazną bramą ogrodu




10.   ***

         Spójrz –
z mgły fioletu i różu
dzień się rodzi
Jak biały łabędź
na zimnym czarnym jeziorze

Światło dokładnie
określa kształty
i budzi do życia śpiące
w ciemnościach kolory

Cisza jest jeszcze milczeniem
rozgadanego poranka

Lecz głos Twój jest jutrzenką
cieniami południa
fioletem i brązem wieczornego lasu


11.  Twój głos

         Ty którą kocham
masz jeden głos

A tyle głosów biegnie ze świata
z bibliotek
nawet ze wspomnień
Nie chcę ich słuchać
lecz nie mogę uszu zalepić woskiem
jak Odys
        
         – Słyszę refreny życia
         szept rannych pantofli
dzwonki telefonów
gdakanie telewizyjnych kur i szczekanie sejmowych szakali
        
         Aby czasem
         choć na chwilę usłyszeć
         Twój głos
        

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz