I Adagio
1. Preludium
Zgasiłem
światło odłożyłem książkę
bo wydawało się że Ojciec chce ze
mną rozmawiać
– jak zwykle po wysłuchaniu
preludiów
Ale ciemność była niema, a za
oknem –
śnieg wirował jak w lutym gdy
umarł
na serce – dusząc się
II Espressivo
2. Wargi
księżyca i chmur zamieć
Labirynt pustych brudnych ulic
noc jak pomyje na dnie miski
do bramy klonu cień się wtulił
sperma księżyca i po wszystkim
Idę jak dawniej w zimnym mroku
pustki co ze mnie na ulicę
wybiega W reflektorach wzroku
widzę w Twych ustach tajemnicę
I nagle wzwód księżyca w pełnię
w błękitne oczy i rzęs zamieć,
łamiesz jak hostię – w białej
wełnie
wargi – na miłość i rozstanie
3 2 84 – 3 1 12
3. Listopad
Chłopak wygnany
z ogródków działkowych
sypia na dworcu Z rąk – do rąk
przechodzi
klatka piersiowa owłosiona i
szczupłe podbrzusze
Piękny i alkoholiczny – świerzb
zostawia
na gościnnych płótnach
prześcieradeł
Niewinny
czuły Rozpity w hotelu
robotniczym i w willi na
obrzeżach miasta
Żegna się ze mną – a ja z nim –
i
białe ciało widzę rozpostarte na rękach Marii
piękniejsze niż martwe
4. Grudzień
Chłopiec
stanął aby zobaczyć
tytuł książki na wystawie
A wtedy kobieta spytała:
dlaczego
patrzysz tak uważnie
jak ja na Ciebie?
Lecz nie zrozumiał pytania
i dopiero w hotelu gdy już
opowiedzieli
sekrety
życia, leżąc na wznak
chłopak spytał: co chciałaś
powiedzieć
przed tą zimową szybą ze
śniegiem grudnia
A ona pochyliła się nad chłopcem i
zwiedzała
jego krajobraz od włosów do kolan
–
zapach smak
wilgoć chłód i gorącą
gorycz – którą odpowiadał na
czułość
III Adagietto
5. Caravaggio
Ja – to Ty
i martwe ciało Jana
przyciśnięte do sinych kamieni
posadzki
ręką kata
Więźniowie patrzą na srebrną tacę
i sztylet odcinający skórę głowy
od ciepłej szyi
Ja i Ty
na zimnych kamieniach Zawratu
wśród kosodrzewin i rudych
połonin
Wulgarne słowa które podniecały –
i w uniesieniu oplatasz nogami
deszczowe chmury
na kamiennym szczycie
A potem cisza gór
Wieczerza w Emaus –
Jezus schylony nad białym obrusem
chleb łamie w zmartwychwstałych
dłoniach
I pocałunki nasze – nieme nagie
skały – Wenus
na brzegu perłowej kołyski
6. Plejady
A szczastje było tak wazmożno...
A. Puszkin
Szliśmy torami
mróz i wiatr
rozpalał sine
oczy gwiazd
Nie wiem gdzie
idziesz teraz dokąd
Nigdzie nie
odnalazłem Ciebie
– a w mego mózgu szarej glebie
śmierć
towarzyszy Twoim krokom
A szczęście
było tak prawdziwe tak krótkie
były dnie i
noce
W maju Plejady
zachodziły
w pochmurnych
światłach Twoich oczu
IV Allegro
7. Ten dzień
*
Jeśli myślisz że będzie taki drugi dzień,
jak dzisiaj,
to się mylisz
Oczywiście pójdziemy razem do
Łazienek
A obiad zjemy w restauracji
literatów
Kantaty Bacha nada radio jak
zwykle wieczorem
Nawet niebo jak dzisiaj będzie
szarymi płachtami
i różowym pasemkiem nad mlecznym
prześwitem
Jak zwykle poruszymy te same
tematy, uśmiechniemy się gorzko
albo krotochwilnie I wybaczymy
sobie, że nie szliśmy razem
w czwartek o osiemnastej Nowym
Światem, gdy już zapalono lampy
i światełka księżyców gwiazd i
wodospadów
na Boże Narodzenie
Lecz ten wieczór nie wróci I nie
wiemy –
co w nim było przeznaczone dla
nas
O czym bym mówił – A Ty byś uznał
za warte odwrócenia głowy do
mnie,
ze zdziwionym spojrzeniem
zielonych tęczówek,
gniewnym gestem, lub czułym
objęciem mych palców
Twoją dłonią
**
Ten dzień I tyle myśli niepotrzebnych
gniewnych
Rozstań I nagłych powrotów do Ciebie
Analiz listów, słów i odpowiedzi
Nowych znajomych w pracy i w gościnnych
domach
przyjaciół…
Wszystko niepotrzebne!
Bo twarz Twoją widziałem – kamienną
Obcą
zimną – Okrutną jak śmierć
V Moderato cantabile
8. Boże Narodzenie
Dopiero gdy pogodzisz się z krzywdą
której doznałeś
od najbliższych
kobiet i mężczyzn
którzy są twoim życiem
I usiądziesz w fotelu
z nieotwartym albumem na kolanach
lub staniesz przed oknem zimy –
z kopcami śniegu
pustką ulic i szkieletami drzew
zważysz swoje winy i tych
których kochasz
Wejdziesz do kuchni
weźmiesz talerze
– i przebaczysz im i sobie
w pierwszym dniu Bożego Narodzenia
9. Nieborów
Nie była to
obojętność
ale pełen spokoju
dystans
Odchodząc czułem wilgoć warg
Twój głos słyszałem w pustym
pokoju
Dystans
jest łańcuchem psa
A ja wolny chcę biec –
obok ciebie
łąką i zaoranym polem
do lasu
za żelazną
bramą ogrodu
10. ***
Spójrz
–
z mgły fioletu i różu
dzień się rodzi
Jak biały łabędź
na zimnym czarnym jeziorze
Światło dokładnie
określa kształty
i budzi do życia śpiące
w ciemnościach kolory
Cisza jest jeszcze milczeniem
rozgadanego poranka
Lecz głos Twój jest jutrzenką
cieniami południa
fioletem i brązem wieczornego
lasu
11. Twój głos
Ty którą kocham
masz jeden głos
A tyle głosów biegnie ze świata
z bibliotek
nawet ze wspomnień
Nie chcę ich słuchać
lecz nie mogę uszu zalepić
woskiem
jak Odys
– Słyszę
refreny życia
szept rannych
pantofli
dzwonki telefonów
gdakanie telewizyjnych kur i
szczekanie sejmowych szakali
Aby czasem
choć na
chwilę usłyszeć
Twój głos
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz